Friday, February 19, 2016

Skrzacie harce

Skrzat siedział na stolnicy, swobodnie dyndając nogami. Bystrymi, kaprawymi oczkami dokładnie lustrował otoczenie, gorączkowo zastanawiając się, jakby tu jeszcze zaszkodzić.
- A może bym nasikał do mleka? - myślał głośno - Nie, nie... Zbyt ograne.
- Pomyślmy; łyżki i inne kuchenne narzędzia poprzekręcane w szufladach tak, by nie dało się ich otworzyć, sól zmieszana z cukrem, pluskwy powrzucane do łóżek, ech...
Płynnym ruchem zeskoczył z blatu i miękko wylądował na podłodze. Przechadzając się powoli po mieszkaniu, z rękami założonymi za plecami, nie mógł przestać rozmyślać.
- To już wszystko było. Ciągle te same numery. Chyba popadam w rutynę, czuję się wypalony.
Jakby od niechcenia odsznurował od paska mieszek okraszony napisem „okruszki” i machinalnie zaczął sypać to tu, to tam, po małej garstce.
- Hej, kolego!
Skrzat spojrzał w górę i, ku wielkiemu zdumieniu, ujrzał tam drugiego skrzata! Było to ewidentne naruszenie skrzaciego kodeksu. Skrzaty nie zbliżają się do siebie i koniec, a już na pewno nie w miejscu pracy!
- Co do...?
- Spokojnie, spokojnie! - zakrzyczał tamten – Wiem, że to wysoce nieodpowiednie, ale i sytuacja mocno niecodzienna. Zacząłem chyba największy psikus w mojej karierze. To coś, czego nikt jeszcze nigdy nie zrobił, ale nie dam rady sam tego skończyć. Pomożesz?
Myśli galopowały przez umysł psotnika: „To wbrew wszystkiemu, w co wierzę, ale co ja bym dał, żeby zrobić coś nowego? Z drugiej strony, to skrzat - czemu miałbym mu nie ufać?! Z trzeciej jednak, jeżeli ukradnę jeszcze jedną skarpetkę od pary, to chyba zwariuję; mam ich tyle, że niektóre zaczynają do siebie nawzajem pasować.”
- Dobra, niech stracę – zdecydował w końcu
- Widziałeś te nowe gliniane garnki na dworze? Obserwowałem wczoraj, jak lepi je cała rodzina.

- No, widziałem - odparł z wahaniem.
- To my im je teraz wrzucimy do ognia!
- Cha! - zakrzyknął skrzat, a pomysł zaczynał mu się podobać coraz bardziej - Tego jeszcze faktycznie nie było!
- No to chodźmy!
Garnki i garnuszki były poustawiane na ławie, przed chatą, w równym rzędzie. Małym istotom zajęło wiele czasu, by przetransportować je bezpiecznie na ziemię, a potem do wnętrza domostwa.
- Czemu nie możemy ich zwyczajnie pozrzucać na ziemię i potłuc?!
- Bo wtedy cały żart nie wyjdzie tak, jak go zaplanowałem! - odpowiedział pomysłodawca.
Powrócili więc do pracy, ustawiając mokre jeszcze naczynia przed piecem, ale nie wkładając ich nadal do środka.
- Powiedz mi jeszcze raz, kolego – odezwał się skrzat, mając coraz większe wątpliwości związane z przedsięwzięciem – czemuż to jeszcze nie możemy wrzucić ich do ognia?
- Bo się psikus nie uda. Chyba ci mówiłem! - zapiszczał drugi ze skrzatów, mocno zirytowany.
- No tak, tak... rozumiem. - odrzekł pierwszy spolegliwie, próbując załagodzić sytuację.
Noszenie i układanie zajęło im większość dnia, ale udało im się przetransportować do środka dużą część glinianych garnków. Następnie delikatnie umieszczali je na gorących węglach, parząc się nimi co chwila.
- Lepiej, żeby to był najlepszy psikus na świecie!
- Nie martw się, panie kolego, lepszego w życiu nie widziałeś!
Gdy ustawili już wszystko jak było trzeba, schowali się na parapecie po zewnętrznej stronie okna, wyczekując powrotu ludzi. Obaj byli zmęczeni i spoceni, starali się za bardzo nie dyszeć, by ich obecność nie została odkryta. Czekali w napięciu, by zobaczyć efekt całodniowej, ciężkiej pracy.
W końcu ludzie powrócili do chałupy i w pierwszej chwili rzucili się z krzykiem wyciągać z pieca gorące garnki. Skrzaty za oknem chichotały, przyciskając do ust małe rączki, by stłumić jakikolwiek dźwięk.
- Patrz, jak się parzą. Kwiczą jak zwierzęta, jesteśmy kwita - syknął pierwszy, podekscytowany – To faktycznie przedni psikus!
- Czekaj chwilę – odszepnął drugi, tłumiąc śmiech – Najlepsze przed nami.
Gdy ludzie wyciągnęli już z pieca wszystkie naczynia, zaczęli im się uważnie przyglądać z każdej strony. Opukiwali je i oglądali dokładnie w świetle świec. Potem zaczęli je sobie podawać nawzajem, a uśmiechy na ich twarzach rosły z każdą chwilą. Kobieta wybiegła na zewnątrz, porwała z ławy kilka kolejnych i gdy wbiegła z powrotem do domu, szybko zagrzebała je w węglach i w popiele.
- Co jest, do diaska?!
Pierwszy ze skrzatów obrócił się na pięcie w poszukiwaniu towarzysza tylko po to, by odkryć, że stoi na parapecie zupełnie sam. Przez chwilę rozglądał się we wszystkie strony, próbując przebić oczami otaczającą go ciemność. Wtedy usłyszał stłumiony chichot. Jego towarzysz stał na rogu domostwa, spory kawałek od niego.
- Oszukałeś mnie! - krzyknął – Im się to wszystko podoba!
- Nie oszukałem cię, kolego. - odparł drugi, nadal chichocząc – Jest to coś zupełnie nowego, że skrzaci żart podoba się ludziom. Ale to nie o to w ogóle chodziło, tylko o to, by zamiast człowieka na dudka wystrychnąć skrzata! - Po czym pokazał mu język i zniknął za rogiem.
Przez kolejny tydzień wykiwany skrzat chodził jak struty. „Na co to przyszło, by skrzat skrzatowi był wilkiem!” - myślał dalej, nie mogąc przeboleć swojej przygody. Figle nie cieszyły go już wcale, nawet te ulubione. Człapał więc tylko od chałupy do chałupy, szukając natchnienia do nowego żartu.
Wślizgując się do kolejnego domostwa zauważył skrzata, który, znudzony, wiercił brudnym pazurem w ziemniakach, robiąc na nich czarne plamy. Już miał się obrócić i odejść, gdy naszła go pewna myśl.
- Hej, kolego! - krzyknął.
Drugi skrzat oderwał pazur od warzywa i spojrzał na niego zaskoczony.
-Wiem, że nie powinienem cię zaczepiać, ale zacząłem chyba największy psikus w mojej karierze. Jest to coś, czego nikt jeszcze nigdy nie zrobił, ale nie dam rady sam tego skończyć. Pomożesz?
- W sumie... - odparł tamten – Czemu nie?
- Widziałeś tę hałdę pszenicy w szopie? – zapytał psotnik, z uśmiechem zacierając ręce.
- No, widziałem.
-To my im to całe zboże kamieniami zetrzemy na proch!


Zdjęcia: Melissa Pelczar - http://www.melissalpelczar.smugmug.com/

No comments:

Post a Comment