Sunday, May 15, 2016

Bokser

Bokser niezgrabnie przeszedł między linami ringu. Jego przeciwnik rozgrzewał się już w drugim narożniku. Przeskakując z jednej nogi na drugą, wyprowadzał błyskawiczne ciosy w powietrze. Deski zaskrzypiały, gdy Góra rozstawił szeroko nogi i przeciągnął całe dwa metry trzydzieści centymetrów swojego zwalistego cielska. Nie rozgrzewał się, nie musiał. Założył ręce na piersi i stał, nie patrząc na nic konkretnego. Myślami był daleko. Chociaż nie, myślami nie był nigdzie. Góra nie lubił myśleć. Właściwie nie wiedział, czy lubi, zdawał sobie jednak sprawę, że nie jest w tym dobry. Starał się więc nie myśleć, chyba że było to absolutnie konieczne.
Przeciwnik stojący naprzeciwko niego nie przestawał się ruszać. Był umięśniony jak kulturysta, w szczytowej formie. Prowokował gestami i słowami, nie przestając podskakiwać w miejscu. Góra wiedział, że w ten sposób próbuje sobie dodać animuszu. Nie obchodziło go to. Niewiele go obchodziło.
Stał i rozglądał się po starym magazynie, w którym urządzono walkę. Brudne, odrapane ściany, lepka podłoga i setka widzów z pragnieniem krwi wypisanym na twarzy. Przerażali go. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ludzie chcą oglądać przemoc lub, co gorsza, w niej uczestniczyć. Nienawidził się bić. Nie dlatego, że się bał. Nie przeszkadzało mu, gdy ktoś go uderzał, ale nie mógł znieść poczucia, że zadaje komuś ból. Nie chciał nikogo krzywdzić. Była to jednak jedyna rzecz, w której był dobry, a każdy musi jeść.
Gong obwieścił początek walki. Przeciwnik doskoczył do niego w mgnieniu oka, nie był ułomkiem, ale przy olbrzymim pięściarzu wyglądał jak dziecko. Uderzył go w szczękę zdradliwym hakiem, głowa boksera podskoczyła nieznacznie, a jego nalane policzki zafalowały. Góra został zasypany gradem ciosów, nim nawet zdążył rozpleść ręce i unieść je do góry. Nie czuł bólu. Skupił się na skaczącym dookoła celu. Mierzył długo, za każdym razem nim wyrzucał leniwie pięść. Mniejszy z bokserów unikał ich z łatwością, odpłacając pięcioma za każdy jeden.
To nie była równa walka. Jeden z zawodników był mozolny i niezgrabny, nie ruszał się prawie wcale. Drugi - szybki i silny, świetny technicznie. Jednak żaden z nich nie zdobywał wyraźnej przewagi. Górze było żal tych chłopców, którzy stawali przeciw niemu w ringu. Godziny spędzone na siłowni, lata treningu w doskonaleniu techniki, całe włożone w to serce. To wszystko rozbijało się o niego jak fale o brzeg. On nie trenował, nie musiał. Nie przykładał się, nie zależało mu. Nie rozumiał, ani nawet nie lubił boksu. Umiał jednak uderzać jak nikt inny i to wystarczyło.
Miał kiedyś marzenia. Chciał mieć normalną pracę, żonę, dzieci i psa. Nie umiał jednak rozmawiać z kobietami. Dzieci bały się go, a praca, cóż... próbował. Zatrudniał się w fabrykach, hutach, magazynach i na budowach. Szedł wszędzie, gdzie szukano siłaczy takich jak on. Nie było rzeczy, której nie umiał podnieść. Dwunastogodzinne zmiany były dla niego rozgrzewką, ale prędzej czy później okazywało się jednak, że każda posada jest dla niego za trudna. Zapominał, co ma podnieść i gdzie z tym pójść. Nie znał się na niczym i nie umiał robić niczego, tylko podnosić i uderzać, a to nie wystarczało.
Kiedy zrozumiał, że ring jest jego przeznaczeniem, zaczął marzyć o wyrwaniu się z półświatka nielegalnych walk. O własnej szatni, czystym ringu i walkach, w których obowiązują zasady. Raz udało mu się stoczyć profesjonalną walkę. Stanął przed kamerami, w blasku reflektorów, na oczach tysięcy widzów. Przestraszył się. Bał się jak nigdy w życiu i spanikował. Zapomniał, by nie bić z całej siły. Pierwszym ciosem zakończył walkę, a razem z nią życie przeciwnika i swoją karierę. Nikt nie potrafił wyrządzić tyle zniszczeń jednym ciosem, co Góra. Był bokserem tak idealnym, że w ogóle się do tego nie nadawał. Tę walkę też już wygrał, zanim jeszcze wszedł na ring.
Dobiegał koniec rundy siódmej i jego przeciwnik opadał z sił. Przez sześć rund wracał do swojego narożnika, by przysiąść na chwilę, przepłukać usta i zwilżyć twarz. Patrzył stamtąd, jak gargantuiczny pięściarz stoi na ringu, w tym samym miejscu, w którym był, gdy walka została przerwana i czeka nieruchomo na jej wznowienie. Okładał go z całej siły, a on nic sobie z tego nie robił, tylko stał niewzruszony, jak góra. To sprawiało mu więcej cierpienia niż nieliczne ciosy, które się o niego otarły. Zimne kleszcze strachu wolno zaciskały się wokół jego trzewi.
W końcu Góra dostrzegł swoją szansę, na kilka sekund zanim zabrzmiał gong. Uderzył. Nie włożył w cios całej swojej siły, tylko tyle, ile było trzeba. Jego przeciwnik padł jak rażony gromem. Krew wolno sączyła się z jego ust, nosa i uszu. „Przepraszam”, wyszeptał olbrzym, mimo iż jego przeciwnik nie mógł już tego słyszeć. Góra być może był głupi, ale wiedział, że to słowo ma znaczenie tylko dla niego. Odwrócił się i zaczął schodzić z ringu, nim sędzia skończył odliczanie. Nie było sensu czekać, walka była skończona, a on chciał już być sam. Spieszył się więc, by odebrać swoje pieniądze. W końcu każdy musi jeść.

No comments:

Post a Comment