Saturday, June 4, 2016

Korpo

„[...] patrzę teraz na Ciebie, jak czytasz moje słowa i od płaczu falują ci wszystkie podbródki. Jesteś takim żałosnym mazgajem. Gdyby nie to, że twój widok napawa mnie bezbrzeżną odrazą, zaśmiewałbym się do rozpuku. Jak ja Cię nienawidzę. Obyś zdechł jak najszybciej, ty paskudny, spasły wieprzu.
Podpisano: Przyjaciel”
‑ To chyba najlepszy, jaki udało mi się na razie napisać... - powiedział sam do siebie i wcisnął „drukuj”.
Maszyna zaczęła burczeć i wypluwać kartki. Zygmunt przyglądał się temu z parszywym uśmiechem, przecinającym jego pryszczaty pysk. Złożył kartki na trzy, tak dokładnie jakby robił to od linijki, po czym wsunął je do przygotowanej wcześniej, opisanej koperty i zakleił.
Następnego dnia zatrzymał się na poczcie, w drodze do pracy i nadał list. Był podekscytowany jak zawsze. Nie mógł się już doczekać. Gdy dojechał do siedziby korporacji, bezzwłocznie udał się do swojego biurka, otoczonego setkami innych, identycznych jak jego własne. Próbował zająć myśli liczbami, które wpisywał w tabele, ale nie mógł się skupić.
Wybiła dwunasta i Zygmunt udał się do kafeterii. Zjadł obfity lunch i właśnie wracał na piętro, by wznowić pracę. Basia czekała na niego przy jego biurku. Podszedł do niej szybkim krokiem.
‑ Zygmunt... - wyszeptała z rękami zaplecionymi za plecami.
‑ Czy coś się... - zaczął, lecz zawahał się. - To znowu on prawda?
‑ Zygmunt nie rób tego! Pozwól mi...
‑ Nie! - Przerwał jej, wyciągając do niej otwartą dłoń. - Daj!
Basia zmierzyła go współczującym wzrokiem. Wyciągnęła zza pleców kopertę i oddała mu ją.
‑ Nie musisz... - Spróbowała przekonać go jeszcze raz, mimo że nie miała nadziei na powodzenie.
Zygmunt otworzył już list i przebiegał wzrokiem po kartkach. W jego oczach wzbierały łzy, szczęka powoli zaczynała drżeć.
‑ Dlaczego on mi to robi? Kim on jest?! - załkał, wycierając nos rękawem.
‑ Jest potworem bez serca! Oto kim jest! - prychnęła Basia.
‑ Co ja mam zrobić? - Zygmunt, spojrzał na nią nieśmiało.
Koleżanka przez chwilę mierzyła go wzrokiem. Czytała wcześniejsze listy. Domyślała się, że ten jest taki sam, jak poprzednie: stek wyzwisk i złośliwości. Żal jej było współpracownika. Co z tego, że miał nadwagę i nie był piękny? Miał złote serce. Był taki wrażliwy, a mimo to starał się ze wszystkich sił, stawić czoła swemu oprawcy z odwagą. Podziwiała to w nim. Podeszła krok bliżej i przytuliła go.
‑ Przede wszystkim musisz się uspokoić. Jestem tu razem z tobą. Razem zmierzymy się z tym psycholem.
‑ Tylko jak? - zapytał Zygmunt, któremu łzy wciąż płynęły po pucułowatych polikach.
‑ Pozew – powiedziała krótko.
‑ Pozew?
‑ Tak. Długo o tym myślałam. To w oczywisty sposób, ktoś z naszego korpo. Sam się do tego przyznaje, w tych swoich listach. Więc albo firma go znajdzie i się z nim rozprawi, albo niech ci płacą odszkodowanie za mobbing.
‑ Myślisz, że to się uda?
‑ Na pewno! Czytałam o podobnych sprawach. Będę po twojej stronie, jako świadek obserwujący zdarzenie, od samego początku.
Grubas zarzucił jej ręce na szyję i drobna kobieta prawie zniknęła, pod fałdami jego nalanego cielska.
‑ Ufam ci! - wykrzyknął jej do ucha. - Wiem, że z tobą nie może się nie udać. Dziękuję ci Basiu!
Długo jeszcze ronił w jej ramię krokodyle łzy i kwilił podziękowania, podczas kiedy parszywy uśmiech, przecinał jego pryszczaty pysk.

No comments:

Post a Comment